Poszedł se. Oparłam się łapą o policzek.
- Durne sianojady. - zmieniłam się w demona i zrzuciłam z siebie jakoś tą gałąź. - Durne, głupie, brudne szkapy...
Odeszłam do watahy. Na wejściu podbiegła do mnie Kita i zabrała do swojego legowiska.
- Mell, ale..tak w sumie po co nam wojna z Lightstorm? - Przyłożyła do mojej rany zioła. - Przecież to bez sensu.
- Nie Kita. Te szkapy zamordowały Spirit'a. Nie ma dla nich litości.
- Zemsta niczego nie zmieni.
- Racja, ale gdy zabiłam Thundera, Spirit mógł spoczywać w spokoju. Pomściłam go i tyle. Właściwie nie chciałam wojny. Ale takie jest życie.
Kita machnęła wielkim puchatym ogonem, z którego wyszła jej siostrzenica mała - Eris. Uśmiechnęła się i otrząsnęła z futra Kity.
- Ciociu Kito, o czym rozmawiasz z panią Mell?
- O niczym skarbie, rozmawiamy o Lightstorm.
- O tych koniach? Ale czeemu! To tylko durne szkapy, co w nich ciekawego?
"Podoba mi się ta mała!" pomyślałam. Mała przeczesała grzywkę.
- Gdybym mogła jakoś pomóc to mówcie, ja wracam się kimnąć. - I mówiąc to schowała się z powrotem do ogona Kity.
- Świetna mała. - Spojrzałam w kąt w którym leżała biało-błękitna wadera, matka Eris. - Skai, świetnie ci Eris wyszła, lubię ją.
Skai się uśmiechnęła.
- Dziękuje ci Mell.
- Dobra, ja spadam, idę na patrol.
Wyszłam. Szłam, szłam i szłam...i znowu napotkałam Apacza...
<Apacz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz