niedziela, 24 maja 2015

Od Mell C.D Apacz

Tej nocy, pomiędzy Nightfangs a Lightstorm, miała odbyć się wielka bitwa. Stanęłam na skale.
- Bracia i siostry! Już najwyższy czas, aby pokazać tym sianojadom KTO TU NAPRAWDĘ RZĄDZI! NIE POZWOLIMY ABY KONIE PANOSZYŁY SIĘ PO NASZEJ DOLINIE!
Wszyscy zgodnie odpowiedzieli donośnym wyciem. Uderzyłam ogonem niczym biczem o ziemie. Wybiegliśmy. Nad rzeką oddzielająca nasze terytoria, Lightstorm było już gotowe do ataku. Moi wojownicy wybiegli na przód, ja wyszłam z ciemności ostatnia. Moi żołnierze ostrzyli pazury na kamieniach. Ich kły błyszczały w blasku błyskawic i światła księżyca. Szłam przez chwilę, aż doszłam do samego brzegu rzeki. Spojrzałam Thunderowi - wielkiemu przywódcy Lightstorm - prosto w oczy. Grzmot uderzył oświetlając hebanową sierść przywódcy stada koni i moje szare futro. Kości zostały rzucone. Wszyscy ruszyli do ataku. Jednym zwinnym ruchem wskoczyłam wielkiemu jednorożcowi na grzbiet, ten jednak zadał mi dużą ranę swoim rogiem, po czym kopnął. Zrobiłam salto w powietrzu, odbiłam się od drzewa i skoczyłam z powrotem na Thundera. Wbiłam swoje wielkie kły w jego nogę. Po chwili jednak przybiegł jego syn - Apacz - i zrzucił mnie. Wyciągnęłam pazury i zadałam Apaczowi potężną ranę na grzbiecie. Thunder mnie odepchnął i odbiegł. Zataczałam koło w okół Apacza, wtem jednak jeden z mych wojowników - Spirit - zawył żałośnie. Pobiegłam tam. Ale było za późno - było już tam tylko jego martwe ciało. Z mojego futra na jego ciało skapywały krople deszczu. Otarłam się pyskiem o jego futro. Moje rubinowe oczy płonęły ze wściekłości. Ruszyłam szarżą na Thundera, który stał tam z zakrwawionym rogiem. Skoczyłam. Z moich oczu płynęły łzy, choć w deszczu nie było tego widać. W locie zmieniłam się w demona i wbiłam ogromne kły w jego kark. Wszystko przerwał grzmot i rżenie przywódcy. Spojrzałam na swych wojowników. Uciekli do lasu.
- Wygraliśmy! - Krzyknął Apacz.
Stanęłam trochę dalej i przypatrywałam się. Thunder upadł.
- Apacz...synu...
Wtem czarny jednorożec padł na ziemie. Kasztanowy ogier, jego syn, podbiegł do niego.
- T...tato...
- Gdy cię znalazłem, wiedziałem że będziesz dobrym przywódcą... i będziesz - wtedy umarł.
Apacz spojrzał na mnie z płomieniami w oczach. Błyskawica oświetliła moją sylwetkę, i już mnie nie było. Wbiegłam w las z resztą moich wilków, wyjąc triumfalnie w biegu.

----Kilka dni później----

Gdy zrobiło się w miarę widno, pobiegłam nad potok, nadal dumna z zabicia przywódcy Lightstorm. Nad potokiem stał Apacz. Był gotowy do ataku.
- No, no, no...wielki Apacz...jak sobie radzisz jako przywódca co? - Uśmiechnęłam się szyderczo i przeskoczyłam z kamienia na kamień.


<Apacz?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz